Nasi Podopieczni

Nasi Podopieczni

Ewa Zielińska

Moja historia jest bardzo długa ale będę wdzięczna każdemu, kto zdecyduje się o mnie przeczytać.

Lata temu odeszłam od męża alkoholika, od tej pory sama wychowywałam czworo dzieci. Wyprowadziłam się w rodzinne strony w Bieszczadach.  Bywało ciężko ale dawaliśmy radę. W końcu dzieci się usamodzielniły, starsza córka poszła poszła na studia, a ja znalazłam pracę.  

Nie cieszyłam się długo swoją pracą, po paru latach wydarzyło się coś, co wywróciło nasze życie do góry nogami.

Miałam wtedy wolny dzień, było słonecznie i ciepło. Piękny wrzesień. Przyjechała córka z wnukami, wszyscy posprzątaliśmy w mieszkaniu, a córka wyszła z wnukami na zewnątrz, bawiły się z dziećmi sąsiadów. Niedługo miała mieć egzaminy na studiach, miałam zostać z wnuczkami.  Położyłam się aby trochę odpocząć, potem pamiętam już szpital.

Młodsza córka zauważyła, że coś ze mną jest nie tak, ciężko oddychałam, pobiegła po starszą…

Starsza jak mnie zobaczyła od razu kazała młodszej pobiec po jedną sąsiadkę do pomocy, a drugą poprosić żeby zajęła się wnuczkami. Położyły mnie na podłodze i reanimowały, starsza pobiegła znaleźć zasięg, żeby zadzwonić po pomoc, miał przylecieć helikopter.

Mijały minuty, a ja byłam coraz bardziej sina, młodsza córka płakała, starsza próbowała z sąsiadką utrzymać mój oddech. Minęło pół godziny, zaczynały przestawać wierzyć w to, że przeżyję. Córka pobiegła znowu zadzwonić, dowiedziała się , że wysłanie helikoptera było jednak niemożliwe, ma przyjechać karetka z odległych o 30km Ustrzyk Dolnych…  Po następnych 15 min była ekipa ratunkowa z lekarzem.

Kiedy obudziłam się w szpitalu bardzo bolała mnie głowa i wymiotowałam, nie mogłam sama ustać na nogach… Prosiłam o konsultację z neurologiem, ale odmawiano mi, mówili, że to śpiączka cukrzycowa, bo miałam wysoki cukier, nigdy nie miałam cukrzycy… Neurolog przyszedł dopiero kilku dniach, głowę mi rozsadzało mimo środków przeciwbólowych, od razu rozpoznał udar i wysłał mnie na tomografię. Tam wykryto kilka ognisk udarowych i podejrzane guzy. Przeniesiono mnie do szpitala w Sanoku na oddział udarowy, gdzie powinnam się znaleźć od razu. Lekarze w Sanoku byli zdziwieni, że sama daję radę chodzić.

Potem rezonans… podejrzewają chłoniaki na mózgu, dużo chłoniaków, miałam umrzeć w wieku 42 lat, nie zobaczyć jak rosną wnuki.

Lekarze załatwili mi termin do Krakowa na usunięcie guzów i zrobienie biopsji. Za kilka dni…

Pojechałam z synem do Krakowa, wiedziałam, że mogę się nie obudzić.  

Po operacji moje dzieci usłyszały, żeby nie robić sobie nadziei, że przeżyję, nie wiedzieli co to jest, nigdy czegoś takiego nie widzieli, zbierały się komisje, podejrzewali grzybniaki. Wszyscy czekali na biopsję.

Obudziłam się jednak. Po kilku tygodniach się obudziłam i rozpoznałam nawet dzieci. Każdy się dziwił, nie wróżyli mi jasności umysłu przy tak uszkodzonym mózgu.

Zaczęli mnie pionizować, przyszły wyniki- okazało się, ze to naczyniaki, rokowania dobre przy regularnym zażywaniu leków.

Po prawie trzech miesiącach pobytu w Krakowie przepisano mnie powrotem do Sanoka, a potem do domu.

Byłam załamana, nie potrafiłam samodzielnie się podnieść, musiałam robić w pampersa, polegać na pomocy innych. Córka brała wnusię w chustę i masowała mi nogi, myła mnie i przebierała. Nie lubiłam jak musiała jechać na studia, nie chciałam żeby ktoś inny to robił.

Dzieci usłyszały, że nigdy nie będę chodzić. Kiedy córka masowała mi nogę udało mi się ruszyć palcami! Zaczęła wierzyć, że będzie dobrze.

Pojechałam na rehabilitacje i zaczęłam sama chodzić. Niedowład lewostronny mocno mi się daje we znaki, dalej potrzebuję intensywnej rehabilitacji, tym bardziej, że upadłam i złamałam niewładną rękę. I tu znowu pech- ręka źle się zrosła i musieli od nowa operować i nastawiać. Teraz mam jeszcze większy problem z tą ręką.

Cieszę się, bo miałam dużo szczęścia, ale niestety odmówiono mi renty , na emeryturę jestem za młoda. Utrzymuję się z samych zasiłków z opieki społecznej. Córka już pracuje (skończyła studia) ale sama rehabilituje swojego synka- wykryto u niego autyzm wczesnodziecięcy. Ponosi duże koszty i nie jest w stanie mi dużo pomóc.

Chciałabym pójść z wnukami do lasu,  jak kiedyś,  pokazywać im jak wygląda świat. Chciałabym znów uzyskać samodzielność, jestem przecież jeszcze stosunkowo młodą osobą.

Proszę Was o pomoc i pozdrawiam serdecznie.

wspieraj do góry