Nasi Podopieczni

Nasi Podopieczni

Gabriela Wojtasik

„W życiu bowiem istnieją rzeczy’

o które warto walczyć do samego końca”

Paulo Coelho 

 

Tak wygląddałam po jakiś dwóch miesiacach swojego życia w szklanym akwarium (inkubatorze)  A tak wyglądam obecnie

Witajcie. Nazywam się Gabrysia Wojtasik i chciałabym opisać Wam swoją historię. Ktoś mógłby pomyśleć, cóż ma do opowiedzenia taka młoda panienka jak ja, w końcu nie ukończyłam jeszcze dwóch lat. A jednak… Poświęćcie chwilę i posłuchajcie… Przyszłam na świat niespodziewanie, 25 grudnia 2009 roku o godzinie 18:35 w 25 tygodniu ciąży siłami natury. Było to zaskoczenie i dla moich rodziców i dla lekarzy. Gdy moja mama mnie zobaczyła łzy napłynęły jej do oczu. Wbrew opiniom lekarzy urodziłam się żywa. Ważyłam 590g i mierzyłam 32cm. W trakcie porodu lekarze ciągnęli mnie za nóżkę, stąd mam w niej dokuczliwe przykurcze. Poza tym połamali mi żebra. Wyglądałam jak kijanka – tak przynajmniej mówi mój tata. W 1/3/5 minucie otrzymałam po jednym punkcie w skali Agar za czynność serca, a w 10 minucie 3 punkty w tym 2 za czynność serca i 1 za zabarwienie skóry. Od razu podłączyli mi mnóstwo rurek, pokłuli mnie i wsadzili do jakiegoś akwarium (wy dorośli mówicie na to inkubator). Przewieziono mnie do specjalistycznego szpitala dziecięcego gdzie moi rodzice otrzymali informację, że mój stan jest krytyczny i raczej nic ze mnie nie będzie (a ja ich wystrychnęłam na dudka i pokazałam na co mnie stać). Jeśli chodzi o mój pobyt na intensywnej terapii – ojej! Trochę to trwało, długo, zdecydowanie za długo. Spotkało mnie tam wiele nieprzyjemnych rzeczy, ale w końcu uratowali mi życie. Miałam problemy z oddychaniem, krążeniem, długo byłam naświetlana. Dostawałam insulinę, miałam słabe wyniki krwi. Okazało się że na płucach mam bakterię – Ureaplasmę. Podobno dlatego urodziłam się wcześniej. Rodzicom powiedzieli też, że mam wylew II stopnia nieurazowy. Nie poddałam się mimo wielu kryzysów, z których najgorszy pojawił się w 17 dobie życia gdy zrobił mi się w wątrobie zakrzep, a ja spuchłam jak bańka. Bałam się bardzo, moi rodzice również, ale walczyłam. Otrzymywałam mnóstwo leków, miałam wielokrotnie przetaczaną krew, co chwilę dopadały mnie różne bakterie i infekcje. Miałam dwie laserokoagulacje siatkówki, które mi nie pomogły. Na respiratorze byłam przez 72 dni, niejednokrotnie na bardzo wysokich wartościach tlenu. 16 dni byłam wentylowana poprzez maseczkę tlenową i 28 dni biernie – wąsami tlenowymi. Słabo przybierałam na wadze, a lekarze nigdy nie przekazywali informacji o jakiejkolwiek, choćby najmniejszej poprawie stanu mojego zdrowia. Ale i ja i moi rodzice wierzyliśmy, że będzie dobrze. USG, RTG, badania analityczne, to wszystko śni mi się do dzisiaj, choć chciałabym to wyrzucić ze swojej świadomości. Ale w końcu nadszedł upragniony dzień. 30 kwietnia 2010 r. wypisali mnie do domu. W końcu mogłam spać spokojnie wiedząc że rodzice cały czas są obok mnie. Jednak do chwili obecnej odczuwam bolesne skutki wcześniactwa. Moje główne problemy to retinopatia wcześniacza V stopnia (po prostu nie widzę nic), nadciśnienie wrotne, dysplazja oskrzelowo-płucna.. Z tych powodów często jestem hospitalizowana, wędruję między domem, a szpitalami w całej Polsce. Mój rozwój psychoruchowy jest bardzo opóźniony, dopiero powolutku uczę się siadać, nie mówię, moi rodzice nie wiedzą czy ich poznaję i rozumie. Słabo przybieram na wadze i często wymiotuję. Wymagam specjalistycznej diety, jak najczęstszej rehabilitacji, opieki wielu specjalistów: neurologa, gastrologa, okulisty, terapeuty widzenia, neurologopedy, rehabilitanta itp. Rodzice chcieliby mnie skonsultować pod względem okulistycznym za granicą, ale zarówno konsultacja jak i ewentualne zabiegi są bardzo kosztowne (zabieg na jedno oko to kwota rzędu kilkudziesięciu tysięcy złotyych). Mam nadzieję, że powoli moje problemy zaczną odchodzić w niepamięć, a ja będę się szybciutko rozwijać (moi rodzice cieszą się z każdego, choćby najmniejszego mojego kroczku naprzód). Jestem szczęśliwa, nie jestem inna, gorsza, niepełnosprawna, jestem GABRYSIA, dziewczynka z niepełnosprawnością, pełnowartościowy mały obywatel Polski, dzielna kobietka, która wygrała batalię ze śmiercią i ma nadzieję wygrać z chorobami i ograniczeniami. Dokucza mi wiele rzeczy, ale z tym można sobie radzić. Moi rodzice robią co mogą, ale wszystko co może mi pomóc niestety nie jest za darmo. Nikt nie rozdaje ot tak pomocy. O wszystko muszą się bardzo starać, a i tak napotykają na liczne bariery tworzone przez NFZ, lekarzy, terapeutów, cały beznadziejny system. Dlatego do Was zwracam się z wielką prośbą o pomoc. Mimo, że jestem malutka mam wielkie serduszko i wierzę, ze znajdą się ludzie, których wzruszy moja historia i którzy zechcą nam pomóc, abym mogła rozwijać się najlepiej jak tylko mogę. Żebym nie straciła potencjału, który mam, a do którego na razie mogę tylko pukać, bo jestem za malutka by sama otworzyć do niego furtkę.Jestem wdzięczna za każdy grosz przekazany na moje leczenie, specjalistyczny sprzęt i rehabilitację. Pojedynczo nie wiele możemy zdziałać, ale wspólnie damy radę góry przenosić.„Nigdy nie jest tak, żeby człowiek, czyniąc dobrze drugiemu, tylko sam był dobroczyńcą. Jest równocześnie obdarowywany, obdarowany tym, co ten drugi przyjmuje z miłością”. Jan Paweł II Darowizny można dokonywać wpisują na przelewie następujące dane:Fundacja Pomocy Osobom Niepełnosprawnym „Słoneczko”77-400 Złotów, Stanica 33Nr kont: Wpłaty krajowe w PLN – 89 8944 0003 0000 2088 2000 0010Wpłaty w Euro: kod SWIFT(BIC): GBW CPL PP – 76 8944 0003 0000 2088 2000 0050Wpłaty w USD: kod SWIFT(BIC): GBW CPL PP – 97 8944 0003 0000 2088 2000 0060Z dopiskiem: darowizna na rzecz Gabrieli Wojtasik 157/W

 

 

Można również przekazywać 1% podatku wpisując w PIT:

Numer KRS: 0000186434Cel szczegółowy: Gabriela Wojtasik 157/W 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

wspieraj do góry